Dzisiejszy post dotyczy włosów. Po maturze nareszcie podcięłam końcówki. Prosiły się o to. Były rozdwojone, łamiące się, sianowate. Nie chciałam zakończyć pielęgnacji moich włosów na tak malutkim kroku w tę stronę. W blogowym świecie aż huczy od masek Kallos, a więc postanowiłam przetestować jedną z nich.
Opakowanie: Duży plastikowy słoik o pojemności 1000 ml. Nie ma problemu z wydobyciem produktu.
Cena: 12 zł. Często jest w promocji.
Dostępność: Hebe, sklepy internetowe.
Konsystencja: Maska jest białego koloru. Konsystencja gęsta, przez co łatwo nałożyć ją na całą długość włosów. Wystarczy nieduża ilość.
Zapach: Przyjemny, świeży, delikatny, mydlany. Długo utrzymuje się na włosach.
Działanie: Używam maskę raz w tygodniu. Nakładam ją na umyte i osuszone ręcznikiem włosy. Pozostawiam na 30 min. następnie spłukuję. Po niej włosy są błyszczące, niesamowicie miękkie, wyglądają na zdrowe, bardzo dobrze się rozczesują. Maska jest bardzo wydajna. Używam od miesiąca, a ubycia nie widać.
Serdecznie polecam. Warto wypróbować.
Miałyście? A może wolicie inną maskę Kallos? :)
u mnie ta maska sie nie sprawdzila :(
OdpowiedzUsuńLubię tę maskę :) obecnie używam jej do mycia włosów na długości :))
OdpowiedzUsuńchyba skorzystam czegoś nowego ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, ale uprzedzam jest całkiem inaczej niż u Ciebie
http://takatamona93.blogspot.com